Wszystko zaczyna się od wezwania: „Wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi”, mówi Jezus. Wybór czasu i miejsca jest ważny, zwłaszcza na początku, aby znaleźć klimat sprzyjający skupieniu. Skupić się to skierować się ku wewnętrznej Obecności, zazwyczaj nieodczuwalnej, a tym samym uciec od naszego zewnętrza, tworzonego przez wrażenia, od domeny wyobraźni i rozumu związanej ze zmysłami. Uciekamy, aby odnaleźć. Aby znaleźć Chrystusa. To Jego należy szukać: kto Go widzi, widzi i Ojca. Wystarczy patrzeć na Niego. Nie widzimy Go; lecz ciemność nie uniemożliwia bliskości. To spojrzenie, coraz prostsze, opierające się na rzeczywistości łaski i Obecności, oraz karmiące się objawioną Prawdą, dotyka Boga. To akt żywej wiary. Nie oddzielajmy jej od nadziei i miłości. Ten akt przekracza przepaść między stworzeniem a jego Stwórcą, między grzesznikiem a jego Zbawcą, ustanawia kontakt: „Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem, że moc wyszła ode Mnie”, „twoja wiara cię ocaliła” (Łk 8:46. 48). Bóg naprawdę daje siebie. Oto niezastąpiona wartość modlitwy wewnętrznej. Trzeba wierzyć w naszą wiarę.
A Bóg działa. Wiara jest doskonała, ponieważ osiąga swój cel poprzez kontakt z Panem, jednak życie nią nie jest doskonałe, gdyż zależy od naszego ciągle słabego i niezdecydowanego działania: od naszych nieustannie odradzających się roztargnień, od niestałości naszej woli, od nieprzystosowania naszego rozumu do Tajemnicy.
Za sprawą bezinteresownego Boskiego wpływu nasz akt wiary staje się niewzruszony: jako uspokojenie lub niemoc, pociecha lub oschłość akt przemienia się w postawę; to początek kontemplacji, proste spojrzenie na Boga pod wpływem miłości.
Jak wywołać to Boskie działanie? Ojciec Maria-Eugeniusz jakby odpowiada na Jezusowe „pójdź za Mną”: „Dar z siebie, pokora, milczenie nie tylko poddają nas bezpośredniemu działaniu Boga, lecz wywierają presję prawie nie do przezwyciężenia na Bożą wolność, aby wkroczyła ona w życie duchowe”. Staniemy się w pełni ludźmi kontemplacji, gdy zobaczymy Boga. Modlitwa wewnętrzna uczy nas już teraz miłości, dzięki której stajemy się apostołami. „Żywy jest Duch miłości, który żyje we mnie i zawładnął mną od dawna”, zwierza się ojciec Maria-Eugeniusz, „Moją świętością będzie wierzyć w Niego, w Jego obecność i pozwolić się ogarnąć przez Niego”. To będzie także nasza świętość, świętość Kościoła.
Czytaj dalej w najnowszym numerze Głosu Karmelu…