W poprzednich rozdziałach towarzyszyliśmy Teresie w jej pierwszych krokach w życiu karmelitanki. To nowa, nierzadko trudna sytuacja, której jednak pragnęła z całego serca. Wiedziała, że Jezus wzywa ją na tę „pustynię” i była gotowa iść za Nim wszędzie, gdzie tylko ją poprowadzi. Żadne imię nie rozbrzmiewa w niej tak głęboko jak Jezus. Tak jak byłoby poważnym błędem myśleć, że Teresa urodziła się świętą, podobnie błędem byłoby wyobrażać sobie, że młoda karmelitanka miała do przejścia tylko jasno wytyczoną i schematyczną drogę. W Karmelu miała znaleźć swą własną drogę, „małą drogę zupełnie nową” (C 2v), którą sama miała pierwsza przemierzyć. Przy całej jej gorliwości, Teresie trzeba było siedmiu lat, by zrozumieć, że miłość, aż do głębi, tak jak to sobie wyobrażała, nie jest możliwa do osiągnięcia własnymi siłami. Jezus sam miał jej dać Jezusa. Teresa miała przeżyć w Karmelu szczególną przygodę duchową. Poprzez liczne refleksje i zapytania, uświadamianie sobie pewnych rzeczy i decyzje, a także przez częste wsłuchiwanie się w Pana, znalazła własny sposób realizacji swojego chrześcijańskiego i kontemplacyjnego powołania w Kościele. Teresa poznała, czym jest ciemność i trwoga. Jej droga często prowadziła przez noc. Cierpiała: zewnętrznie, lecz, bardziej jeszcze, wewnętrznie. Odczuła ciężar swej „biednej natury”, naszej „żywicielki” (L 89). „Mając, taką naturę (…), może nawet poszłabym na zatracenie”, pisze (A 8v). Zarówno dla pojedynczego chrześcijanina, jak i dla całego Kościoła, także i w naszych czasach, marsz Teresy poprzez pustynię, w poszukiwaniu ukrytego źródła, i prowadzonej przez zaufanie Bogu, staje się marszem proroczym. W jansenizujących czasach, kiedy akcent kładziony był na Boga-Sprawiedliwego Sędziego i na wysiłek własny, by zapewnić sobie zbawienie przez dobre uczynki i unikanie grzechu czyhającego na każdym kroku, Teresa rozwinęła wyzwalające spojrzenie na Miłosierną Miłość Boga. Czyż jednak chrześcijanin nie powinien nieprzerwanie odkrywać i kochać tego Boga Miłości? Czy w końcu „uwierzymy w Miłość” (1 J 4:16) i, jak Teresa, wydamy się jej? Oto zaproszenie Świętej z Lisieux! Kardynał Pacelli, przyszły papież Pius XII, mówił: „Teresa dotarła do Ewangelii, do serca Ewangelii, lecz z jakim wdziękiem i świeżością”. A Jan Paweł II, przybywając do Lisieux: „O Teresie można powiedzieć z przekonaniem, że Duch Boży pozwolił jej sercu objawić bezpośrednio ludziom naszych czasów tajemnicę fundamentalną, rzeczywistość Ewangelii: fakt, że naprawdę otrzymaliśmy «ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać Abba, Ojcze!» (Rz 8:15)”.
Kochać, jedyny ideał i jedyna droga
„Chcę oddać Mu się cała, chcę żyć już tylko dla Niego” (L 43 B). Będzie kochać Jezusa według swych bezgranicznych pragnień. Dlatego „pustynia” Karmelu ją zachwyca! Pustynia odsyła do tego, co najważniejsze. Kryje w sobie Obecność. Jej pustka jest nadzieją. Dla Teresy każde wyrzeczenie stanie się słowem miłości, uśmiechem, kwiatem do ofiarowania. Niedawno, żyjąc jeszcze w świecie, postanowiła dawać Jezusowi „niezliczone dowody miłości” (A 47v). Wiemy, że „cierpienie wyciągało do niej swe ramiona” (A 69v). Wyznaje zresztą siostrze Teresie od świętego Augustyna: „Mogę siostrę zapewnić, że stoczyłam wiele walk, i że nie było dnia, żebym nie cierpiała, ani jednego dnia…” (A 337). Tym lepiej, myśli nowicjuszka: cierpienie jest „kopalnią złota, czyż przegapimy taką okazję?” (L 82). Teresa wchodzi w swe życie karmelitanki z mocnym postanowieniem urzeczywistnienia, za wszelką cenę, swojego ideału świętości. „Chcę być świętą, chcę się nią stawać” (L 45). „Stawać się wielką świętą”, to leitmotiv jej życia (L 52, 80). Jej Pan „nie chce stawiać granic jej świętości” (L 83). Cena nigdy nie będzie za wysoka: „Jezus prosi, byś Mu oddała wszystko, wszystko, wszystko, tak jak może o to prosić największych świętych” (L 57) – i podkreśla potrójne „wszystko”, odpowiednio: dwa, trzy i pięć razy. Teresa chciałaby pobić światowy rekord miłości Boga! „Chciałabym tak bardzo pokochać!… Kochać bardziej, niż kiedykolwiek był kochany!…” (L 74). Kochać Go będzie do szaleństwa (L 93, 96), „z pasją” (L 94), „do nieskończoności” (L 127). Opisuje samą siebie, gdy pisze do Celiny: „Miłość Jezusa do Celiny może być zrozumiana jedynie przez Jezusa!… Jezus uczynił dla Celiny tyle szaleństw… Niech i Celina uczyni dla Niego szaleństwa” (L 85). Teresa zabiera się do tegoż „całą potęgą miłości” (L 104). W dzień swej profesji prosi o „miłość, miłość nieskończoną, której jedyną granicę stanowisz Ty sam… miłość, która nie będzie już moją, lecz Twoją, mój Jezu” (Pri 2). Jak wypełnić ten ideał doskonałej miłości? Dla Teresy, przez pierwsze lata w Karmelu nie ma wątpliwości: poprzez miłość, przez moją miłość, tak bardzo, bardzo wspaniałomyślną, która jest odpowiedzią na szaleństwa Miłości Jezusa! Gdyż „za miłość płaci się tylko miłością”, powtarza za swym wielkim duchowym mistrzem, świętym Janem od Krzyża (L 85).Teresa jest pewna, że kiedyś to osiągnie. „Miłość może dokonać wszystkiego; rzeczy najbardziej niemożliwe nie wydają jej się trudne” (L 65). Nie zna innej drogi: „Co do mnie, nie znam innego sposobu, by dojść do doskonałości, jak miłość… Kochać, nasze serce stworzone jest do miłości!… Czasami szukam innego słowa, by wyrazić miłość, ale na ziemi wygnania słowem niepodobna oddać wszystkie drgnienia duszy, i tak trzeba trzymać się tego jedynego słowa: Kochać!” (L 109). Wniosek praktyczny? „Korzystajmy, korzystajmy z najkrótszych chwil, postępujmy jak skąpcy, bądźmy zazdrosne w najmniejszych rzeczach o Ukochanego” (L 101).
Czytaj dalej w najnowszym numerze Głosu Karmelu…